Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

"Ludzie na walizkach" - rozmowy o tym, co boli najmocniej

Ewa Żak
Ewa Żak
Okładka
Okładka www.znak.com.pl
"Ludzie na walizkach" Szymona Hołowni, to książka, w której pojawiają się ważne pytania i równie ważne odpowiedzi ludzi oswojonych z chorobą, śmiercią, walką o siebie i swoje marzenia.

Wydawnictwo Znak w roku 2009 opublikowało niezwykle poruszającą książkę Szymona Hołowni "Ludzie na walizkach". Składa się na nią zbiór rozmów z ludźmi, którym choroba całkowicie zmieniła życie, z osobami pośrednio przez nią dotkniętymi (rodzina, znajomi), a także z tymi, którzy obcują z nią na co dzień (lekarze). Wszystkie te wywiady poza jednym ("Mam czekać na cud?") ukazały się wcześniej na łamach "Rzeczpospolitej" i "Newsweek Polska".

Dziewięć wywiadów zamkniętych w dość skromnej objętościowo książce - bo liczącej niespełna sto pięćdziesiąt stron - zapadają w pamięć i wywołują bardzo żywe emocje.

Rozmówcami Szymona Hołowni byli: Sebastian Luty, Krzysztof Kolberger, Michał Paradowski, Krystyna Czerni i Roman Graczyk, Kazimierz Szałata oraz lekarze: Jan Dobrogowski, anestezjolog i prezes Polskiego Towarzystwa Badania Bólu, Janusz Gadzinowski, pediatra i neonatolog, Tomasz Trojanowski, neurochirurg, Ignacy Baumberg, anestezjolog i koordynator ratownictwa medycznego.

Ile tak naprawdę wiemy o chorobie? Z jakiego rodzaju chorobą mieliśmy w życiu styczność? Znamy ją z autopsji, z obserwacji, z telewizji, z książek, a może z filmów? Jak bardzo dotyka nas choroba ludzi, o których gdzieś usłyszeliśmy, przeczytaliśmy, choroba czy niepełnosprawność osób, które spotykamy w drodze do szkoły, pracy? Choroba własna czy bliskich zmienia perspektywę patrzenia na to niewygodne położenie, z którym akurat przyszło się zmierzyć. Matka chorego dziecka po rozmowach z "życzliwie zatroskanymi" ludźmi radzącymi jej, aby pogodziła się z chorobą syna i zaprzestała szukania "cudownego eliksiru", który o milimetr popchnie życie tegoż dziecka do przodu, zwierzyła się autorowi książki: "Słabość to takie bezpieczne słowo, którego używa obserwator. Słabość przeżywana w pierwszej osobie to jest po prostu cierpienie, ból rozrywający kogoś, kogo kochasz. Nigdy nie zgodzę się na cierpienie mojego dziecka".

Książka Szymona Hołowni przenosi czytelnika w bardzo osobisty świat indywidualnie przeżywanych tragedii, w świat ludzi dotkniętych chorobami, śmiercią bliskich ludzi, kalectwem, czy codzienną walką o zrobienie małych kroczków do przodu. Czytelnik poznaje również bardzo osobiste dylematy lekarzy, borykającymi się na co dzień z wielkimi dramatami ludzi, ale również z niełatwymi wyborami, za które odpowiadają w swoim sumieniu.

Każdy człowiek, który na własnej skórze doświadczył, czym jest cierń choroby, ból przeszywający ciało od rana do nocy, walka o dwa małe kroki, po których upadnie się dziesięć razy, zapewne będzie miał w głowie gotowe odpowiedzi na pytania stawiane przez autora książki. Ja byłam ciekawa, jak cierpienie przeżywają inni ludzie, jak podnoszą się z upadków, skąd biorą siłę, by wstać, jeśli wszystko krzyczy, że nie ma po co i dla kogo? Nie ma w tych zwierzeniach gniewu, wygrażaniu Bogu, że oczy zaszły mu mgłą, czy nazywania Go sadystą. Jest niezwykła mądrość, pokora, przebaczenie tym, którzy odpowiadają za śmierć, kalectwo, czy za chorobę swojego ukochanego dziecka... Są marzenia, determinacja, wola walki o ciut lepszą przyszłość. Ale jest w niej również coś naprawdę cennego, coś o czym dzisiaj rzadko się pamięta w ferworze krzyku o to, żeby zaspokoić swoje ego tym, co łatwe i przyjemne. Jest tym mianowicie pragnienie zrozumienia sensu życia w cierpieniu.

Warto wsłuchać się w słowa tych mądrych ludzi, którzy przez lata bólu doszli do zrozumienia prawd, na które wiele osób wciąż nie ma odpowiedzi. Kazimierz Szałata, ojciec zmarłej Ani, ale również lekarz wypowiedział druzgocące słowa: "cała dzisiejsza cywilizacja nie jest w stanie usiąść przy łóżku cierpiącego człowieka. Cierpienie nas peszy i przeraża. Nie umiemy po prostu być - wziąć za rękę, pomilczeć. Musimy koniecznie coś z cierpiącym zrobić. Gdzieś go wysłać, coś mu wyciąć, w ostateczności - podać barbiturany i wysłać na tamten świat". Swoją wypowiedź kończy słowami: "cierpienie ma i musi mieć swoje miejsce w życiu. Nie można go zepchnąć do przytułków i instytucji". Zaś Michał Paradowski, którego żona umarła na nowotwór wypowiada słowa, w które naprawdę warto się wczytać: "choroba to nowy plan, coś do przepracowania". Również Krzysztof Kolberger na zaczepne pytanie Szymona Hołowni, czy nie stara się zracjonalizować swojego cierpienia, nadać mu sens, odpowiedział równie mocno: "Wie pan, to bzdura, że cierpienie uszlachetnia, ale jak się do niego sensownie podejdzie, człowiek naprawdę ma szansę coś zyskać. Mnie ta choroba dostarcza klocków, z których buduję sobie zupełnie nowe rzeczy... Ta choroba nauczyła mnie na przykład dostrzegania detalu, poczułem się, jakbym zmienił okulary, jakbym wysiadł z pędzącego samochodu i zobaczył drzewa, ptaki, poczuł zapach... Nauczyłem się pokory, nauczyłem się godzić z tym, że mój czas mija".

Nie ma w tej książce wywiadu mało interesującego, czy mniej ważnego. Ale na pewno na uwagę zasługuje rozmowa z Sebastianem Lutym, niegdyś młodym biznesmenem uprawiającym różne sporty ekstremalne, człowiekiem, który mając przed sobą pięknie zapowiadającą się przyszłość, po jednym skoku do wody, doznał urazu rdzenia na poziomie kręgu szyjnego C5. Dziś ma całkowicie sparaliżowane nogi i tułów, częściowo porażone dłonie i palce, siedzi na wózku, ale tylko dlatego, że jest do niego przywiązany. Jak sam powiedział: "z ważącego 75 kilogramów faceta, zmieniłem się w 48-kilogramowe dziecko". Od lat ćwicząc codziennie po pięć godzin, nie przestał wierzyć, że kiedyś będzie bardziej sprawny, że w przyszłości znajdzie się metoda leczenia, w wyniku której on dojdzie do zdrowia. Jego wiara zasługuje na podziw: "Ani przez chwilę nie straciłem wiary, że się uda... Wiem, że będzie dobrze".

Lektura niniejszej książki poruszyła mnie niezmiernie. Fragmenty, które już znałam, przygotowały mnie odrobinę na to, co znajdę w zwartej publikacji, niemniej nie ochroniło mnie to przed mocnym przeżywaniem większości historii, które tu znalazłam. Pojawiło się wzruszenie i dużo łez, od których nie sposób uciec. Ale także, co dla mnie niezwykle ważne, zaistniało we mnie głębokie przekonanie, że obok mnie żyją ludzie, których śmiało mogę nazwać bohaterami. Bohaterami niezwykle cennego życia, mimo poturbowania, odrzucenia, bólu i życia w ciągłej niepewności o to, co wydarzy się jutro. Jestem zdania, że "Ludzie na walizkach" to książka, którą powinien przeczytać każdy człowiek, bez względu na to, czy miał styczność z tak dramatycznymi wydarzeniami, czy jest wciąż tylko niemym obserwatorem.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Nie tylko o niedźwiedziach, które mieszkały w minizoo w Lesznie

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto